Vibram Five Fingers Bikila LS

czyli pięciopalczasta klasyka gatunku

W końcu udało mi się przysiąść do napisania kolejnej recenzji spod znaku 5 palców, a tym razem na tapetę weźmiemy klasyczny model stworzony z myślą o bieganiu, czyli Bikila. Zanim zaczniecie czytać tą recenzję, sugeruję rzucić okiem na wstępniak na temat Five Fingersów oraz test Bikilii Evo.

Bikila pojawiła się na rynku w 2010 roku i był to pierwszy model Five Fingersów przeznaczony do biegania. Tak, tak, nie każde Five Fingersy to biegówki i warto o tym pamiętać, żeby się nie naciąć.  Sporo osób biega na przykład w modelu KSO, który nie jest do tego przeznaczony, więc nie ma później co narzekać. Nazwa Bikila nawiązuje oczywiście do sławnego Etiopczyka – Adebe Bikilii, który wygrał maraton na Olimpiadzie w 1960 roku biegnąc boso.

Model Bikila LS to rozwinięcie standardowych Bikilii. Zastosowano przede wszystkim wygodny system wiązania Speed Lacing oraz wprowadzono parę zmian w konstrukcji cholewki. Jeżeli zaś chodzi o samą naturę butów, czyli grubość i konstrukcję podeszwy, to jest bez zmian.

Podeszwa w Bikilach podzielona jest na charakterystyczne segmenty, nadające jej kształt przypominający ludzką stopę. Dzięki temu podeszwa ma lepiej współpracować ze stopą, zginać tam gdzie należy i ogólnie dobrze się do niej dopasowywać. Całościowa grubość podeszwy to 7mm, a składa się na to 3mm wkładka oraz 4mm podeszwa zewnętrzna. Jak więc widać, brak tutaj jakiegokolwiek wsparcia czy amortyzacji, a od podłoża oddziela nas, mówiąc prosto, kawałek cienkiej gumy. Jest więc to minimalizm w bardzo surowym i wymagających wydaniu.

Cholewka w Bikilach LS różni się od tej ze starszego wydania zastosowaniem materiału Coconut Active Carbon, który jest wygodniejszy – zapewnia lepszą oddychalność i jest bardziej odporny – od standardowo stosowanego materiału. Cholewka jest miękka, przyjemna w dotyku i aż chce się zanurzyć w niej  stopę 😉 Jak w przypadku każdych Five Fingersów, jest świetnie dopasowana i otula stopę jak rękawiczka. Miękki język oraz sznurówki są lekko wyprofilowane, co jeszcze bardziej poprawia dopasowanie. W okolicach kostki i ścięgna Achillesa cholewka jest lekko pogrubiona i bardzo miękka, więc nie powoduje żadnych obtarć. System wiązania Speed Lace spisuje się bez zarzutu – wystarczy, że zaciągniemy klamerkę na sznurówkach i możemy biec. Nic się nie luzuje, nie przerywa, a dzięki rzepowi na końcówce sznurówek również nic nie dynda.  W paru miejscach mamy również elementy odblaskowe, co się z oczywistych względów chwali.

Kiedy spojrzymy na cholewkę, w oczy od razu rzucają się kropkowane fragmenty w jej przedniej części. Nie jest to jedynie element designu, ale wzmocnienie, fragmenty trwalszego materiału, który zapobiega rozdzieraniu się cholewki. Materiał jest wzmocniony nad czubkami palców, czyli tam gdzie paznokcie mogłyby chcieć przebić się na zewnątrz oraz wzdłuż krawędzi, złączenia z podeszwą, po obu stronach, czyli również w bardzo wrażliwym miejscu. Materiał ten w opisie producenta kryje się pod skrótem PU, przypuszczam więc, że jest to jakiś poliuretan, mniejsza jednak o nazwę, ważne że faktycznie się nie przeciera.

Jak wszystkie Five Fingersy z którymi miałem do czynienia, również ten model wykonany jest bardzo starannie i nie można się do niczego przyczepić. Widać tutaj najwyższą jakość zarówno pod względem wykorzystanych materiałów jak i właśnie samego wykonania. Być może to taki frazes, który czytacie w większości recenzji, ale VFF to najwyższa klasa, więc muszę to napisać, aby sprawiedliwości stało się zadość 😉

Choć może wydawać się to dziwne, to Bikile LS po wyciągnięciu z pudełka sprawiają wrażenie trochę topornych. Szczególnie w porównaniu do Bikilii EVO, ale o tym w osobnych tekście. Jest to oczywiście wrażenie mylne, moim zdaniem spowodowane przez stosunkowo grubą cholewką. eLeSy nie mają w sobie przecież żadnego wsparcia, są bardzo elastyczne i bardzo lekkie – w standardowym rozmiarze jeden kapeć waży około 170 gramów.

Z założenia Bikile to oczywiście szosówki, gdyż brak im bieżnika, który mógłby zapewnić przyczepność w terenie. Świetne dopasowanie oraz dobre czucie podłoża dają jednak bardzo dobre czucie biegu i kontrolę nad nim, więc również w terenie czuję się w nich stabilnie… pod warunkiem oczywiście, że nie pcham się w jakieś błocka i całkowite bezdroża 😉

Czucie biegu, o którym tutaj wspominam przekłada się również na dobrą przyczepność. Tak, tak, bo przyczepność nie jest zależna tylko od bieżnika, ale również (jeżeli nie przede wszystkim) od techniki biegu, a dzięki dobremu czuciu jestem w stanie dostosować się do panujących warunków.

Bardzo cienka podeszwa daje również fajne czucie podłoża, więc na początku bieganie w nierównym terenie usianym kamieniami, szyszkami i innymi niespodziankami można stanowić wyzwanie, ale z biegiem czasu polubicie to 😉 To co początkowo mogło być bolesne po pewnym czasie staje się wręcz przyjemne. Czy to masochizm, czy adaptacja? Mówiąc jednak całkowicie poważnie, propriocepcja odgrywa istotną rolę w prawidłowym funkcjonowaniu naszego aparatu ruchu. Dzięki „czytaniu” podłoża nasze ciało wie jak się ustawić i może odpowiednio reagować na zmieniające się warunki. Bieganie w „izolujących” butach to trochę jak na przykład wkręcanie śrubek w rękawicach. Trochę szerzej pisałem na ten temat w tekście „Bieganie naturalne a obuwie minimalistyczne„.

Obuwie takie jak Bikile, to przede wszystkim świetne narzędzie treningowe do pracy nad techniką oraz wzmacniania całego aparatu ruchu. Jestem przeciwny klasyfikowaniu butów i mówieniu, że są dobre na 10km, na sprinty, na maraton. W Five Fingersach możesz pobiec wszystko, ale trzeba pamiętać, że jest to obuwie bardzo wymagające, które nie daje żadnego wsparcia. Dlatego z uporem maniaka przy każdej okazji powtarzam, że jeżeli nie jesteś jeszcze przyzwyczajony do tego typu biegania, do biegania naturalnego, to daj sobie czas na adaptację. Czas i spokój, a małym kroczkami dojdziesz do momentu, kiedy minimale będą Twoimi podstawowymi kapciami zarówno na trening jak i na zawody.

W skarpetkach czy bez? Tak jak piszę przy okazji recenzji każdych laczków, które mogłyby potencjalnie pobudzać skłonności ekshibicjonistyczne w kwestii stóp, zdecydowanie w skarpetkach! Po pierwsze, względy higieniczne – skarpetki pozwolą uniknąć mitycznego już smrodu z VFF, z którym ja osobiście nigdy nie miałem najmniejszych problemów. Po drugie, warstwa buforowa w postaci skarpetki pozwala uniknąć obtarć, kiedy cholewka jest przemoczona albo stopa mocno spocona. Skóra plus cholewka z dużym prawdopodobieństwem będzie równała się obtarcie, ale jeżeli do równania wprowadzimy jeszcze pięciopalczastą skarpetkę, to wynik może być zupełnie inny.

Po kilku miesiącach biegania nie stwierdzam w moich Bikilach żadnych większych oznak zużycia. Cholewka jest w nienagannym stanie, a podeszwa jest jedynie delikatnie starta w przedniej części – wzorek na podeszwie jest wytarty w miejscu, gdzie ląduję.

Bikila LS to solidny model do biegania naturalnego, który daje bardzo dużo frajdy z ruchu. Zdecydowanie godny polecenia, chociaż konkretną barierą może być cena. Standardowo kosztują one niecałe 550 zł… co prawda w promocji można znaleźć je za mniej niż cztery stówy, ale to i tak całkiem sporo. Wyzwaniem może być również dobranie odpowiedniego rozmiaru. Co prawda bazując na tabeli rozmiarów producenta możemy dokładnie określić nasz rozmiar, jednak jeżeli z jakiegoś powodu nie wpasujemy się z długością palców, to może być średnio. W tak specyficznym obuwiu jak Five Fingersy, właściwe dopasowanie to kwestia kluczowa. Zbyt duży rozmiar sprawi, że stopa wewnątrz buta będzie się przesuwała, co mija się z celem takich laczków, a zbyt mały rozmiar… wiadomo.

To tyle jeżeli chodzi o Five Fingers Bikila LS. Jeżeli macie jakiekolwiek pytania albo wątpliwości, to piszcie śmiało w komentarzach, a ja zasiadam do pisania porównania modeli Bikila EVO i Bikila LS. Łączy je chyba tyle samo co dzieli, ale bezpośrednie porównanie może wypaść całkiem zaskakująco.

3 myśli na temat “Vibram Five Fingers Bikila LS

  1. Z przyjemnością czytam twojego bloga i przekonałem się do chęci spróbowania biegania naturalnego. Zamierzam zacząć jednak od obuwia „jednopalczastego” 😉

    Póki co mam jedno pytanie, co do skarpetek – masz również 5-palczaste skarpetki, czy takie zwykłe dają radę?

    1. Cześć!
      Mam 5-palczaste skarpetki Injinji, ale używam ich tylko do Five Fingersów i ewentualnie sandałów, kiedy jest zimno. Do zwykłych, jednopalczastych butów normalne skarpetki spokojnie dają radą. Niektórzy biegają w ogóle bez skarpetek, ale je z powodów opisanych w recenzji, zazwyczaj jednak je zakładam.

Dodaj odpowiedź do Heavy Paul Anuluj pisanie odpowiedzi