14. Potworny Bieg Zimowy

i kilka słów na temat pieniędzy

Tym razem Potworny Bieg Zimowy był naprawdę zimowy… może nie potwornie zimowy, ale zimowy. Potwornie to było następnego dnia, kiedy z zaplanowanego długiego wybiegania udało mi się zrobić jedynie 8km, bo wiatr dosłownie miotał mną jak zwiędłym liście 😉 Ale do rzeczy.

Na starcie stawiła się ponad setka osób, z czego 93 z nich biegły na pełny dystans 10km. Reszta śmigała na piątkę albo z kijkami. Trasa prowadziła dwiema pętlami po nadrzecznych wałach, które pokrywała warstwa śniegu i lodu. Mówiąc krótko, było ciężko i kilka razy byłem blisko wywinięcia spektakularnego orła. Jak zimowo, to zimowo! Trasa była dobrze oznaczona, ale niestety do pełnego dystansu zabrakło ładnych kilkuset metrów.

Tym razem dałem szansę wykazać się starym dobrym Pumom Faas 300tr, czym chyba zawiodłem część biegaczy z Rybnika, którzy liczyli na zimowy występ w sandałach 😉 Faasy w zimowych warunkach spisały się wyśmienicie, a sandały jeszcze będą!

Jestem akurat w trakcie zwiększania tygodniowego kilometrażu, po kilku tygodniach mniej intensywnego biegania spowodowanego dokuczającym nerwem kulszowym, a do tego parę dni wcześniej robiłem mocny trening nóg i w sobotę zmęczenie dawało mi trochę się we znaki. Brakowało mocy w girach, ale udało mi się w sobie coś wykrzesać i ostatecznie wbiegłem na metę z czasem 44 minuty i 4 sekundy, co dało mi 26. miejsce w generalnej klasyfikacji i 79,50 punktów do pucharu Rybost. Wynik może nie jest powalający, ale warunki nie ułatwiały szybkiego biegania 😉 Nie ukrywam, że Rybost Cup nie jest moim głównym celem na ten sezon, ale z pewnością fajnie byłoby załapać się na końcową klasyfikację. Cóż, zobaczymy jak ułożą się starty 😉

Tradycyjne na biegach Energetyków losowanie nagród zostało tym razem przeniesione na biegowe after party, na które ja z kolei tradycyjnie nie chadzam 😉 Jak się później dowiedziałem, wygrałem kawę i czekoladę, a więc smakołyki przeszły mi koło nosa 😦

zdj. Festiwal Biegów
zdj. Festiwal Biegów

14. Potworny Bieg Zimowy zainaugurował tegoroczny polsko-czeski puchar Rybost, a jednocześnie był pierwszym biegiem organizowanym przez nową ekipę rybnickiego klubu Energetyka. Nastąpiła zmiana na stanowisku prezesa klubu i powiało nowościami, chociaż w moim odczuciu niekoniecznie na plus.

Możliwość zapisów i zapłaty przez Internet z pewnością jest fajna, chociaż poprzedni system działał w moim odczuciu bez zarzutu. Medal na mecie też był ładny, ale moim zdaniem niekonieczny na tego typu imprezie. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie idąca za tym wszystkim podwyżka wpisowego, które w tym roku wynosiło 35zł. Ktoś może powiedzieć, że to niedużo, ale według mnie jednak całkiem sporo jak na bieganie po wałach. Co jednak najważniejsze, z takim wpisowym rybnicki bieg łapie się już na inny poziom. Mój osobisty limit przyzwoitości to 30zł – jest to kwota, którą jestem w stanie zaakceptować podczas takich towarzyskich imprez jako koszta, które ponosi organizator albo po prostu za fatygę. I jestem skłonny wybaczyć sporo organizacyjnych niedociągnięć. Powyżej tej kwoty mam już wymagania – jak klient, który kupuje konkretny produkt.

Mój główny zarzut to niepełny dystans. Przed startem Pani Prezes uprzedziła, że na każdej pętli zabraknie nam około 200 metrów, „ale chyba przeżyjemy”. Tak, przeżyjemy, ale miała być dycha, a nie 9,5km i skoro za taki dystans zapłaciliśmy, to takiego mamy prawo oczekiwać! Jak przed chwilą napisałem, przy niższym wpisowym nie zwracam uwagi na takie szczegóły, ale skoro org coraz głębiej sięga do mojej kieszeni, to chciałbym, żeby przynajmniej dystans się zgadzał.

Do tego doszły jeszcze problemy z wynikami, na które trzeba było czekać ładnych kilka dni i jakieś dziwne zamieszanie z pucharami spowodowane pomyłką w regulaminie.

Mój apel do Energetycznych organizatorów. Podwyższając wpisowe, wchodzicie do inne ligi, gdzie standardy wyznaczają takie biegi jak Jastrzębska Dziesiątka, Żorski Bieg Uliczny, czy Bieg Opolski, a przy nich wypadacie blado. Na tych biegach za podobne wpisowe dostajemy dokładnie odmierzoną i dobrze poprowadzoną trasę, elektroniczny pomiar czasu i bogaty pakiet startowy. Nie wzorujcie się na imprezach organizowanych np. przez Formę Wodzisław, która kojarzy mi się głównie ze słowem „zapłać”. U nich też są niedociągnięte trasy (do tego słabo oznaczone, bo jak mawia ich prezes „całej trasy oznaczyć się nie da”), dziwne dystanse… a na mecie medal, za który przecież i tak sami musimy zapłacić. Dlatego do Formy zaglądam już rzadko, a wasze biegi do tej pory były jednymi z moich ulubionych… i chciałbym, żeby tak zostało.  Myślę, że warto zadać sobie pytanie dla kogo i po co organizuje się biegi… oraz kto i po co w nich startuje.

Jedna myśl na temat “14. Potworny Bieg Zimowy

  1. zdecydowanie organizatorzy przesadzają przy ustalaniu wpisowego… dotyczy to już wszystkich biegów, na wszystkich dystansach :(((

Dodaj komentarz