V Maraton Opolski

ból, walka, radość

Przygotowania

Nie wiem od czego zacząć tą relację, zacznę więc może od początku. Decyzja o starcie w Opolu zapadła na początku roku. Chciałem pobiec maraton na wiosnę, a bieg w rodzinnym mieście był atrakcyjną opcją. Wpisowe było względnie rozsądne i nie trzeba się martwić dojazdem ani noclegami. Do tego termin pasował idealnie, żeby przeprowadzić okrojony do 16 tygodni klasyczny maratoński plan Danielsa. No to do roboty!

Był to pierwszy raz, kiedy moje przygotowania do zawodów były aż tak usystematyzowane i chociaż nie trzymałem się kurczowo tabelek i rozpisek, to czułem że plan daje mi jasne ramy tego, co mam biegać, żeby osiągnąć zamierzony cel. A po wyniku 3:43 z Katowic, celem było zbliżyć się, a najlepiej zejść poniżej, granicy 3:30. Po drodze chciałem jeszcze zbliżyć się do 40 minut na dychę i szczerze mówiąc nie jestem przekonany, który z tych planów był priorytetowy. Na obydwu zależało mi chyba równie mocno, chociaż czterdziestka na dychę wydawała mi się o wiele mniej realna.

Nie będę tutaj rozpisywał się szczegółowo na temat samej metody treningowej Jacka Danielsa, a powiem jedynie, że daje mocno popalić, ale jednocześnie czuć efekty. Szczególnie do gustu przypadły mi dłuższe odcinki w tempie progowym oraz wybiegania w tempie maratońskim, które dobrze działają na psychikę i pozwalają uwierzyć we własne siły. Trening jest mocny, ale progres jest widoczny.

Jak już napisałem, nie trzymałem się kurczowo rozpisek, co zresztą jest chyba niemożliwe jeżeli prowadzi się normalne życie. A to przyplątało się jakieś przeziębienie i wypadł tydzień z planu, a to jakiś wyjazd i trzeba odpuścić trening. Niemniej, w każdym tygodniu (oprócz jednego chorobowego) starałem się uwzględnić mocne akcenty i wybiegać odpowiednią ilość kilometrów – średnio około 70km/tygodniowo; największa tygodniowa objętość to niespełna 100km na koniec pierwszej fazy przygotowań, czyli ogólnego rozbiegania.

I tak sobie biegałem tydzień za tygodniem, od czasu do czasu zaliczając jakiś start, aż zrobiła się wiosna, a maraton zaczął zbliżać się wielkimi krokami. 19. kwietnia pierwszy poważniejszy test podczas Crossu Wiosennego w Rybniku, gdzie udało mi się utrzymać mocne tempo i uzyskałem czas 1:04:26.3 na 15km. Tydzień później już ostateczny sprawdzian przedmaratoński, czyli Cieszyński Fortuna Bieg. Start, którym byłem równie mocno zajarany jak samym maratonem. Udało się! 39 minut i 54 sekundy na dychę! To był już dobry prognostyk na majowy maraton.

Według tabeli VDOT Danielsa, biorąc pod uwagę mój wynik na dychę, maraton powinien pobiec koło 3 godzin i 5 minut, jednak wiedziałem, że jest to na tym etapie kompletnie nierealne. Brakuje mi rozbiegania i wytrzymałości, ale są to elementy do dopracowania na przyszłość 😉 Trochę u mnie pomieszane są te wartości VDOT, ale trzeba pamiętać, że to tylko punkty odniesienia, a musimy przede wszystkim znać swój organizm i jego możliwości.

Start

Do Opola przyjechaliśmy już w sobotę, więc był czas żeby spokojnie odebrać pakiet startowy i nie stresować się przed samym startem wczesną pobudką ani dojazdem. Trochę martwiła mnie pogoda… w sobotę było gorąco, a na niedzielę zapowiadano lekkie ochłodzenie, ale za to mocniejszy wiatr. Na szczęście bez deszczu.

Biuro zawodów było zorganizowane bardzo sprawnie, odpowiednia ilość wolontariuszy szybko wydawała pakiety i odpowiadała na wszystkie pytania. Na miejscu można było wziąć sobie też książeczkę z dokładnie opisaną trasą, mapką, historią opolskiego maratonu i tym podobnymi informacjami, które mogły być pomocne dla osób spoza Opola.

V Maraton Opolski

W niedzielę rano cztery kanapki z dżemem na śniadanie i ruszamy na start! Przyjechaliśmy trochę za wcześnie i prawie godzinę trzeba było marudzić, a było jeszcze całkiem chłodno. Numer przypięty, żele przygotowane – 3x jabłkowe ALE i 1x ALE Thunder Ger z planem wciągnięcia jabłkowych w okolicach 11, 22 i 33km, a Thunder na ostatnią piątkę.

Na starcie ustawiłem się planowo za zającem na 3:30… no i pobiegliśmy. Zając-Jarek to ultras nieprzeciętnej klasy, któremu na trasie można bez obaw zaufać. Prowadził jak robot z zaprogramowaną prędkością, idealnie mieszcząc się w zaplanowanych międzyczasach.

Pierwsza połówka w zasadzie bez historii, ale wypadałoby może przybliżyć charakterystykę trasy. W Opolu mamy 4 pętle (dla połówkowiczów rzecz jasna dwie), co ma swoje plusy i minusy. Jeżeli biegniecie turystycznie, to zwiedzicie mniejszą część miasta, ale jeżeli chcecie powalczyć o wynik to pętle moim zdaniem sprzyjają – wiadomo czego się spodziewać i można sobie mentalnie ogarnąć trasę. Profil zasadniczo płaski, ale jest parę podbiegów na mosty i jeden wyraźniejszy na ul. Kominka po minięciu Katedry. Niby nic wielkiego, na pierwszym okrążeniu nawet nie rzucają się w oczy, ale pomnożone przez 4 mogą dać popalić.

V Maraton Opolski

Trasa jest całkiem malownicza i pokazuje najbardziej urokliwe zakątki Opola – klimatyczną wyspę Pasiekę, zieloną wyspę Bolko i trochę mniej ciekawą ul. Krapkowicką wracamy do śródmieścia, gdzie znowu jest na czym zawiesić oko 😉 Z mojej perspektywy ten bieg ma zupełnie inny charakter niż pozostałe – inaczej biegnie się, kiedy znasz każdą ulicę jak własną kieszeń i wiesz co czeka za zakrętem.

Na trasie przygotowano 4 punkty odżywcze, a członkowie Stowarzyszenia Bieg Opolski rozstawili dodatkowo swój obóz! Na czterech pętlach daje to w sumie 16 (a nawet 20) punktów. A na punktach woda, izo i banany. Co ważne, na każdym punkcie mnóstwo wolontariuszy, którzy nie tylko podawali picie i jedzenie, ale też na bieżąco sprzątali śmieci, więc pełna kultura. Wielkie dzięki dla wszystkich wolontariuszy!

Na kibiców również nie można narzekać 😀 Zorganizowanych było kilka punktów, które mocno dodawały energii, a można też było liczyć na spontaniczne wsparcie mieszkańców 😉

Zaczynamy trzecie okrążenie, połówkowicze zbiegają już na metę i na trasie robi się luźniej. Grupa na 3:30 ciągle trzyma się mocno i biegnie nas około 20. Pogoda jak na mój gust jest bardzo dobra – ciepło, ale nie gorąco, bez deszczu… jedyny problem stanowił wiatr, który na długiej prostej na ul. Krapkowickiej mocno dawał się we znaki. Co robić, trzeba walczyć. Żele wchłaniam planowo, piję trochę wody, pod tym względem wszystko idzie sprawnie.

Trzecią pętlę biegnę jeszcze w miarę spokojnie, ale w nogach czuję już wyraźne zmęczenie i wiem, że na końcówce nie będzie lekko. Na początku po ciuchu liczyłem, że w tym momencie może zbiorę się na ucieczkę i urwę parę minut, ale teraz miałem już tylko nadzieję, że dotrwam. Zmaganie z wiatrem kradnie siły, a przed nami jeszcze kilka… naście ładnych kilometrów. To własnie w tych okolicach ktoś (chyba nasz pacemaker) powiedział, że jeżeli ktoś biega maratony, to musi lubić ból.

Na ostatnim okrążeniu grupa trochę się rozeszła, parę osób zaatakowało, parę osób zostało z tyłu. Ja czułem, że z każdym krokiem ubywa mi sił i skupiałem się tylko na tym, żeby nie odpuścić. Od ekipy Biegu Opolskiego załyczyłem jeszcze Coli, która smakowała wtedy jak ambrozja, a na 36km wciągnąłem ThunderGel, który nie tyle dał mi kopa, co pozwolił jakoś dalej przebierać nogami.

Wiatr na Krapkowickiej to był koszmar, nie pamiętam tego, wyparłem to wspomnienie, ale jestem pewien, że toczyłem tam jakąś dramatyczną walkę wewnątrz siebie 😉 Podbieg na ul. Kominka to kolejny dramat, już myślałem, że się zatrzymam, ale się wdrapałem! Do mety zostało dosłownie parę kilometrów, a mi przypomniały się historie ludzi, którzy musieli zejść na samej końcówce. Z grupy na 3:30 zostałem tylko ja… i zając-Jarek. Ktoś został z tyłu, ktoś przyśpieszył i starał się urwać jeszcze trochę sekund.

Te ostatnie dwa kilometry to była najcięższa walka na trasie, jaką do tej pory stoczyłem i gdyby nie Jarek, to pewnie bym przegrał. W głowie siłowały się ze sobą tylko dwie myśli: koniec, zatrzymaj się, olej wynik i doczłap do mety vs. teraz już nie odpuszczę, dobiegnę, dam radę! Ale obok słyszałem Jarka, który jak mantrę powtarzał: „Ból przemija, chwała pozostaje! Nie ma bólu! Biegniesz głową! Zapomnij o nogach, teraz już tylko głowa!” I te słowa przeważyły.

Mój najtrudniejszy i jednocześnie najszczęśliwszy dotychczasowy finisz

Kiedy skręcaliśmy przy strzałce z napisem „meta” usłyszałem, że jeszcze tylko 200m, ale w tamtym momencie ta odległość była dla mnie tak bardzo nie do ogarnięcia, że musiałem sobie pomyśleć 2x100m.

V Maraton Opolski

Gdy wbiegaliśmy na metę Jarek krzyknął tylko z uśmiechem „Patrz na zegar!” A zegar nie przeskoczył jeszcze na 3:30 😀

Oficjalny czas netto: 3:29: 47 :))))
52. miejsce w klasyfikacji OPEN; 10 w kategorii wiekowej; 23 w woj. Opolskim i 9. Opolanin 😀

V Maraton Opolski

Za metą wziąłem tylko do ręki medal, wodę, zgarnąłem czekoladą i zaległem na murku. Potrzebowałem ładnych kilku minut, żeby dojść do siebie i w ogóle coś powiedzieć, ale radość i satysfakcja ogromna. Ból mija, zmęczenie mija, ale satysfakcja pozostaje!

Był to również pierwszy start, gdzie na mecie czekał na mnie ktoś jeszcze oprócz Agnieszki. W sobotę wieczorem dzwonił jeszcze wujek, żeby upewnić się czy biegnę, obiecał kibicować i rzeczywiście stał na trasie, a na mecie czekali też rodzice, którzy byli w szoku, jak wygląda człowiek na mecie maratonu 😀

Z kwestii technicznych, buty New Balance Fresh Foam Zante sprawdziły się wyśmienicie. Jest trochę amortyzacji, która przydaje się na dłuższym dystansie, ale mamy niski, naturalny profil. Podeszwa jest bardzo dynamiczna i aż chce się w nich podkręcić tempo. A przede wszystkim wygoda, wygoda i jeszcze raz wygoda. I tyle mam do powiedzenia 😉

Plany

Każdy kto biega wie, że od wbiegnięcia na metę nie mija dużo czasu do snucia nowych biegowych planów 😉 Ja chciałbym zaliczyć dobry maraton na jesień. Dobry, czyli poprzedzony solidnym przygotowaniem, żeby móc na trasie znowu walczyć o poprawienie życiówki. Po drodze fajnie byłoby powalczyć jeszcze z wynikiem na dychę i może połówkę jeżeli nadarzy się taka okazja.

Najbliższe plany startowe to Bieg Opolski (10km) w pierwszą sobotę lipca. Teraz daję sobie 2 tygodnie przerwy od mocnych treningów i czas na regenerację. W czerwcu nie chcę jeszcze wskakiwać na zbyt dużą objętość, ale za to popracuję nad prędkości właśnie pod kątem opolskiej dychy. Od lipca zaś chciałbym zacząć solidne przygotowania pod jesienny maraton, który prawdopodobnie w… no dobra, zapisałem się już na 33. Wrocław Maraton 😀

Będę miał więc 12 tygodni na przygotowania. Nie jest to dużo, ale biorąc pod uwagę, że rozbiegałem się już treningami pod wiosenny maraton, może wystarczy. Myślę, że tym razem pokombinuję z planem treningowym z książki Advanced Marathoning z tygodniową objętością od 88 do 113 km. Łatwo nie będzie, ale czuję że takiego biegania właśnie potrzebuję 😉

6 myśli na temat “V Maraton Opolski

Dodaj komentarz